Cykl warszawski: Ogród botaniczny w Powsinie

Brak komentarzy
Skłamałabym pisząc, że Park Kultury w Powsinie jest w jakikolwiek sposób magiczny. Nie ma tam polany na której pasą się jednorożce, nie spotkamy smoka, ani nie zjemy lodów polanych tęczą. To natomiast, co możemy znaleźć w Powsinie to utracone dzieciństwo, bo nad koronami starych drzew i metalowymi koszami na śmieci w kształcie muchomorów unosi się zapach chemicznej oranżady sprzed lat. Z dni, w których miało się jedną parę butów, siniaki na kolanach i czas na zabawę aż do dobranocki. Drabinki na placu zabaw mają cienkie pręty pomalowane na różne kolory, zupełnie tak, jak niegdyś w przedszkolach. Być może w kolejnych zapiskach poświęcę temu miejscu więcej liter, jednak tymczasem przechodzimy przez ten zielony składzik na wspomnienia głównie po to, żeby trafić do ogrodu botanicznego.

Ty, który wchodzisz i tak dalej
Centrum Zachowania Różnorodności Biologicznej w Powsinie, bo tak brzmi pełna nazwa ogrodu, jest miejscem idealnym na solidny spacer. Zwłaszcza w wiosenne dni, gdy zaczynają kwitnąć magnolie, a kształt ich płatków rodzi myśli z gatunku: "ciekawe jakby te kwiaty smakowały oprószone cukrem?". Chociaż wiem, że to nieprawda, to lubię wyobrażać sobie, że smakowałyby wspaniale.

To mógłby być słodycz idealny (chociaż podejrzewam, że magnolie są trujące...)
Obecnie, czyli prawie na początku czerwca, w ogrodzie powinny kwitnąć różaneczniki, których jest tam (podobno) 360. Trzysta sześćdziesiąt kolorowych kwiatów. Na raz. W jednym miejscu. Jeśli to nie są czary, to nie wiem co nimi jest (ok, królik z cylindra i znikająca Statua Wolności, też były całkiem imponującymi sztuczkami). Zresztą - niezależnie od pory roku w Powsinie zawsze znajdziemy coś, na co warto popatrzeć. Możemy przejść się alejkami arboretum, wspiąć na skały, na których odtwarzana jest roślinność górska albo wejść do szklarni, a tam? Tam same dziwności, pomarańcze i kaktusy.

Rogi łosia. Będące rośliną. Na drzewie. Na Boga! Idźcie do ogrodu, bo warto!
Bardzo duże coś. Wielkości słonia (tylko węższe).

Róż w przyrodzie jest dozwolony i tolerowany
Szklarnia jest moim faworytem, zwłaszcza w deszczowe dni. Wchodzimy na chwilę w zupełnie różne strefy klimatyczne. W jednym pomieszczeniu, dusznym i lepkim od wilgoci, dojrzewają pomarańcze, mandarynki i grejfruty. Kolorowe kulki doczepione do niskich drzew o mięsistych liściach. W drugim jest sucho, a kaktusy i sukulenty rosną w najlepsze czekając na pustynne jaszczurki. Oczywiście są też kwiaty, krzewy, liany i trawy.


Włosy w kształcie liści.
 

Na Powsin warto mieć czas i cierpliwość, bo z naturą tak to już jest. Na początku widzisz pełny obraz: dużo zieleni, drogowskazy, alejki. Ale potem zaczynasz się przyglądać. Kora jednych drzew jest chropowata, daje schronienie mrówkom oraz mchom. Powierzchnia innych to oczy, którymi u Goethego patrzył na swe ofiary Król Olch. Niektóre kwiaty to okazałe baldachimy zapachu, inne są skromne, ale chciałoby się przygarnąć je do domu zupełnie jakby były małymi kotami. A większość z nich spotkacie w Powsinie. Warto to sprawdzić.

Into the wild

Więcej zdjęć.

Praktyczne porady:
Do ogrodu botanicznego można dojechać autobusem 519 z przystanku Dworzec Centralny, a następnie dojść na piechotę przez Park Kultury.
Bilet wstępu kosztuje od 6 (dni powszednie) do 8 złotych (weekend).
Ogród czynny jest od 10-19, chyba, że jest zima, wtedy krańcowa godzina to 16, 17, 18.
W szklarni można wybić sobie za 8 złotych monetę pamiątkowa, która jest całkiem fajna, jeśli ktoś nie gubi takich rzeczy po 15 minutach.
Na miejscu jest sklep ogrodniczy, w którym można kupić różne dziwne, dziwne i całkiem normalne rośliny. Ja nawet nie mam balkonu, więc moneta była lepszym strzałem.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz