Cykl warszawski: Ogrody i kępy

Brak komentarzy
Trzeba czasem karmić oczy, żeby nie zrobiły się szare lub czerwone. Trzeba im dawać porcję jagód (bo zdrowe!) i drzew. Trzeba im pozwolić czytać litery bardziej okrągłe, trochę mądrzejsze, niż te z banerów reklamowych. Trzeba je czasem pozachwycać tym, że łubin ma kolor jak pianki o smaku lawendowym. To wszystko jest bardzo ważne.

Legendy i baśnie ostrzegają przed zasypianiem pod łubinem.
Na Dzień Dziecka zafundowałam sobie mnogość pytań, a wśród nich - jak to możliwe, że jedna z furtek prowadząca do ogródka działkowego w kompleksie Park Dolny została opatrzona datą 1941? Przecież to wojna głęboka i więcej wtedy rosło bagnetów niż stokrotek. Internet niestety nie przyszedł z pomocą, oferując jedynie zdawkową informację, że tradycja takich miejskich ogródków sięga około 80 lat wstecz. Moja rodzicielka stwierdziła, że odpowiedź jest prosta i można ją ująć w jednym zdaniu: "Każdy chciał jakoś żyć". W moim rozumieniu wojna to niekończące się naloty, strach oraz oczy, które nie wiadomo już czy są tylko podkrążone od braku snu, czy już na zawsze podbite przez rzeczywistość. Nie wyobrażam sobie tej chwili, w której zamiast pistoletów, bierzesz do ręki konewkę i próbujesz, podlewając te kwiaty, porzeczki, agresty, wyhodować w sobie wrażenie normalności. Mogło tak być. Może nadal tak jest.

1941
Do ogródków działkowych przy ulicy Promyka trafiłyśmy zupełnie przypadkiem, włócząc się, jak wiele razy wcześniej, po Starym Żoliborzu. Kolejne wille i wąskie uliczki. Spokój alejek, których nie drąży metro. Ciepłe światło popołudniowego słońca wpuściło nas przez otwartą bramkę do enklawy zieleni. Głowa ma się lepiej, kiedy wokół niej jest więcej liści niż problemów.

Makowe alejki
Irysy
Paprocie po nos

Kwiatów po pięty

I komarów też sporo
Po bezczelnym wtargnięciu na prywatne tereny należało zagryźć czymś wyrzuty sumienia (wcale nie, po prostu byłyśmy głodne). Myślę, że nieodległy park Kępa Potocka doczeka się własnego wpisu, dlatego tym razem ograniczę się do polecenia świetnej knajpki Jurta, w której można napić się pysznej mrożonej kawy oraz zjeść naleśnika lub kanapkę. To co wyróżnia kawiarnię, to jej klimat. W przeciwieństwie do pobliskich pubów, Jurta nie stawia na grilla, transmisje meczyków, czy piwo z kija. Z głośników sączy się przyjemny jazz, a z kubków - prawdziwą, kwaśną lemoniadę. Nie ma hałasu, są za to płócienne leżaki i rakietki do badmintona. Szczególnie polecam włoskie kanapki na ciepło z mozzarellą, chociaż następnym razem skuszę się na ser kozi z konfiturą figową.

Jedz kanapki

Pij oranżadę by Magdalena


Czasem też można spotkać klauna, który albo rozważa spływ kajakowy po kanałku albo akurat uderza w Twoją głowę balonem. Nie próbuj oddawać. W tych okolicznościach przyrody to naprawdę było niechcący.


Więcej zdjęć

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz