Cykl warszawski: Puszcza Kampinoska

Brak komentarzy
Jabłka najbardziej smakują mi w szarlotce robionej przez eM lub kiedy przemierzam Kampinos. Niesie mnie piasek i mech, wokół buzuje i drga sekretne życie igieł sosnowych albo mrówek, a ja jem jabłko i nie myślę o niczym ważnym. Raczej o prostych rzeczach. O atomach, które dają złudzenie koloru i o tym, że za jakiś czas wiązania między nimi będą tak luźne, tak odległe, że powoli rozpłyniemy się bez huku, bez hałasu. Spokojnie i łagodnie. Zupełnie nie jak dinozaury. Myślę też wtedy o chlebie. Kredkach, Toruniu lub może Krośnie. Chodzi o to, że w końcu jest więcej liści, niż problemów. Człowiek niczym się nie martwi. Może tylko tym, że znowu zgubił nieznacznie drogę albo, że nigdy jeszcze nie spotkał łosia, a tak bardzo by chciał.

Jabłko ma zwarty, soczysty miąższ, a czarny szlak przechodzi w żółty. Potem zielony, czerwony. Zostaje tylko ogryzek, ale to nic, bo w plecaku nadal czeka pełen termos herbaty. Kiedy dociera się do jednej z wiat turystycznych, ustawionej zazwyczaj na skrzyżowaniu kolorowych ścieżek, zawsze można liczyć na pozdrowienie odpoczywających tam akurat osób. Bo w tym pseudo-lesie, niby-borze, nadal obowiązują zasady takie, jak na prawdziwych szlakach. Należy być uprzejmym, nie należy dłubać w nosie, ale też nie trzeba przesadnie dbać o to, żeby mieć pod ręką grzebień. Możesz sobie mieć wiatr we włosach i nikogo to nie boli. Kampinos widział już wiele. Widział rysie i młodych chłopców z karabinami, którzy kryli się przed Niemcami po zaroślach oraz okopach. Sosen i olch Twoje potargane włosy nie wzruszają, mogą ci co najwyżej dać gałązkę na szczęście.

Jeśli więc Warszawa w weekend nie ma Ci za wiele do zaoferowania, a Łazienki lub inne Kępy Potockie znasz już na pamięć, to wsiadaj w autobus 110 lub 409 i jedź do drzew. Nie musisz tam za dużo gadać, ale możesz poćwiczyć tajemną sztukę słuchania rudzika lub zwinek, które ruchliwymi łapkami rozgarniają kępki porostów. Tylko uważaj na żmije. Żmije mają czerwone oczy. I to jest bardzo dziwne.










Brak komentarzy :

Prześlij komentarz