Budapeszt na majówkę, kościół Macieja i inne atrakcje starego miasta.
-
Po obejrzeniu Góry Gellerta i zamku o czym pisałam w poprzednim poście,
przeszłyśmy do dalszej części budapeszteńskiej starówki, aby zwiedzić
Baszty Ry...
Opowieści helskie, dzień drugi, 19 kwietnia 2013
M.
16:11
Bałtyk
,
Bookarnia
,
bursztyny
,
grodzisko
,
koza
,
molo
,
morze
,
Morze Bałtyckie
,
podróż
,
Sopot
,
turystyka
Brak komentarzy
Gdyby przetłumaczyć słowo "Sopot" ze staroindiańskiego narzecza, to na pewno otrzymałoby się nazwę brzmiącą w okolicach: "tam gdzie są bursztyny, sernik cynamonowym i drobne, koronkowe domki". Żaden Indianin nie pokusił się jednak o wyprawę nad Bałtyk, więc Sopot jest Sopotem, słowiańskim hydronimem nawiązującym do położenia tej miejscowości nad potokiem lub źródłem. W tym wypadku bliżej mi do Indian. Sopot kojarzę z mroźnymi porankami oraz smakiem cynamonu owiniętego w piankę lekkiego sernika podawanego w Bookarni. W nagrodę za przebytą SKM-ką długa drogę zamawiamy latte i dwie porcje ciasta. Pomimo wczesnej godziny w lokaliku jest już kilka osób, które wyglądają, w przeciwieństwie do nas, na miejscowych. Nasze kolorowe kurtki przeciwdeszczowe oraz toporne buty kontrastują z jasnymi pantofelkami dziewczynki, która opatulona w kremowy szal, nad filiżanką cappuccino tłumaczy komuś przez komórkę, że proponowana willa jest najlepszą z możliwych opcji. Zajmujemy nasze stałe miejsce pod obrazem potężnej, różowej prosi, ciesząc się, że jest wolne. Jemy tak, jak jedzą prawdziwi poławiacze bursztynów - w ciszy.
Poławiacz bursztynów w naturalnym środowisku. |
Z pełną torebką można ruszać dalej. W głąb miasteczka, przez ulice usiane willami, których ażurowe, drewniane werandy kryją tajemnice jeszcze z XIX wieku. Kolorowe szkiełka domowych witrażyków łapią słońce i układają z niego czerwono-pomarańczowe wzory. Docieramy w końcu do sopockiego grodziska - cichego miejsca, w którym nie spotykamy nikogo oprócz kóz. Oczywiście kozy wzbudzają mój olbrzymi entuzjazm, głównie z powodu swoich dziwnych źrenic. Biała koza rozmawia ze mną, rozpaczliwie mecząc, o tym, że zimno, że nie ma trawy i wszędzie klepisko. Ale takie właśnie jest życie wczesnośredniowiecznych kóz. Patrzą na drewniane chaty oraz warsztat tkacki, na wycieczki szkolne i turystów i pewnie, mimo wszystko, są szczęśliwe. Drapię drugą, czarną kozę po pysku.
Koza ma brodę i ma dziwne źrenice. Takie już są kozy. |
Zagryzając podróż gofrem, wracamy do Kuźnicy.
Więcej zdjęć.
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(
Atom
)
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz