Międzyczas

3 komentarze
Warszawa ma to do siebie, że potrafi człowieka połknąć w całości w okolicach, powiedzmy, środy i następnie wypluć go we wtorek. Miesiąc później. To się zdarza w każdym miejscu na ziemi o każdej porze i nie powinno wcale nikogo dziwić.

Mnie również zjadł międzyczas. W jego przepastnych wnętrznościach nauczyłam się gotować dziwną potrawę z ciecierzycy, piec ciasto malinowe, biegać na 5km w 27 minut, tworzyć filozofię marki od podstaw (pssst, to sekret) oraz odkryłam uroki Lubelszczyzny o czym powstanie zupełnie oddzielny wpis. Wypad do Kazimierza był bowiem poważnym szokiem kulturowym, który przypomniał mi pewną rozmowę ze znajomym na temat Białegostoku. Tak się składa, że kolega K. miał okazję pracować tam przez kilka miesięcy, ja natomiast odwiedziłam te okolice, żeby ponownie zakochać się w Kapeli Ze Wsi Warszawa. Przy okazji tego zakochiwania się, przemierzyłam okolice i wyczytałam, że Białystok to "najszczęśliwsze miasto w Polsce". Rewelacją podzieliłam się z kolegą K., bo wydała mi się z perspektywy jednej nocy spędzonej w przycerkiewnym ośrodku pielgrzyma informacją całkiem prawdopodobną. Kolega K. uśmiechną się tylko i, wyprzedzając na trzeciego, powiedział: "Pewnie, że są szczęśliwi. Bo nie wiedzą, że gdzie indziej byliby sto razy szczęśliwsi. To co mają robić?". Po odwiedzeniu Kazimierza Dolnego zastanawiam się czy to prawda. Czy to możliwe, że jest szczęście i nadszczęście i podszczęście. Czy można popatrzeć na kogoś szczęśliwego i powiedzieć mu: "rozumiem, że wydaje Ci się, że jesteś szczęśliwy, ale to tylko pozory. Przy Twoim domu nie ma kina. Po wodę musisz iść do studni. Cholera. Tu się nic nie dzieje." Chyba nie można. Ale to następnym razem.

Tymczasem lipiec i kwiaty i wieczory do muzyki otwartych okien:





Więcej (chociaż niewiele)

3 komentarze :

  1. Uuuu...temu koledze to chyba do szczęścia potrzeba wielu rzeczy...Szczęście to stan umysłu niekoniecznie zależny od kondycji w jakiej żyjemy a tym bardziej miejsca. Powiedziałabym że szczęściem jest umiejętność bycia szczęśliwym.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciężka sprawa z tym szczęściem. Zastanawiam się, czy gdybym została przesadzona ze swojego domu do, przypuśćmy, Białegostoku to czy umiałabym się odnaleźć. Czy rzeczywiście to szczęścia miałabym w kieszeni i wyciągałabym je sobie jak morskie szkiełko, żeby móc przez nie popatrzeć na słońce. Trzeba mieć w sobie dużo... nie umiem tego określić... nazwijmy to: pogodzenia z losem, żeby taką umiejętność posiąść i być po prostu szczęśliwym.

    OdpowiedzUsuń
  3. Chyba dlatego tak mało jest ludzi szczęśliwych...pogodzenie z losem to chyba dobry punkt wyjścia, później człowiek zaczyna dostrzegać plusy tego co go otacza a stąd tylko krok do odkrycia w sobie tej najgłębszej części naszej istoty, która jest najwierniejszym towarzyszem naszej świadomości. Powiedziałabym że to powrót do lat dzieciństwa z zachowaniem doświadczenia i wiedzy dorosłości. Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń