Budapeszt na majówkę, kościół Macieja i inne atrakcje starego miasta.
-
Po obejrzeniu Góry Gellerta i zamku o czym pisałam w poprzednim poście,
przeszłyśmy do dalszej części budapeszteńskiej starówki, aby zwiedzić
Baszty Ry...
Cykl warszawski: Antykwariat na Andersa 25
M.
20:59
andersa 25
,
antykwariat
,
cykl warszawski
,
Warszawa
,
wycieczki po Warszawie
4 komentarze
Kiedy byłam dzieckiem, chciałam być stolarzem. Wyobrażałam sobie że, gdy
dorosnę, będę strugała z drewna figury do szachów. Konie i wieże. Krata
szachownicy wykładana szlachetnymi rodzajami drewna. Moja stolarnia miała
pachnieć żywicą, a przez szyby dużych okien miały wpadać promienie słoneczne.
Drobiny kurzu unoszące się w niskim pomieszczeniu. Zapach niemożliwie czarnej,
lepkiej od słodyczy, kawy wirujący nad niebieskim, stalowym kubkiem z lekko
odpryśniętą emalią na rancie. W moich włosach, pod koniec długiego dnia, mogły czasem
zawieruszyć się sosnowe, poskręcane wióry. Wiecie jak wyglądają wióry w takich
stolarniach? Są delikatne i przypominają kwiaty róży.
Nie zostałam stolarzem. Ani archeologiem (w rzeczywistości chciałam być
paleontologiem, ale kiedy miałam cztery lata wydawało mi się, że te dwa zawody
to absolutnie to samo. Poza tym nie umiałam i po dziś dzień nie umiem poprawnie
wypowiedzieć nazwy i wychodzi mi coś w okolicach "pleontologiem").
Ani malarką. Ani Robin Hoodem. Ani pachnącym whisky i przygodą bohaterem
kryminałów Raymonda Chandlera. Zostałam kimś zupełnie innym, ale przechowałam w
sobie uwielbienie dla pracy rąk. Podziwiam piekarzy, zwłaszcza tych, których
chleb nadal smakuje chlebem. Podziwiam kucharzy, którzy traktują składniki jak poezję,
jak nuty albo litery, w których nadal ważne są znaki diakrytyczne. Podziwiam
też ludzi, którzy mają odwagę robić rzeczy z czystej miłości. Miłość. To jest
jednak bardzo dużo.
Jakiś czas temu, zapewne we wrześniu lub wcale nie, odkryłam w Warszawie antykwariat.
Na zewnątrz wystawione są pudła z książkami za złotówkę. Trocki i Jane Austen.
Komiksy Gigant i Słownik amerykańsko-polski. Tekturowe kwadraty, w których kłębi
się i wre kultura. W środku, z półek, spływają kaskady książek, a z podłogi
wyrastają chybotliwe słupy woluminów i atlasów. Przejście między nimi
przypomina starożytne przeprawy za słupy Heraklesa – w papierowe nieznane,
gdzie nie ma linii prostych, bo regały zbyt wiele mają na głowie, żeby
przejmować się dodatkowo trzymaniem prawidłowej postawy.
Człowiek prowadzący ten antykwariat był architektem. Siedział w biurze i
planował, planował, planował. Być może szare bloki. Albo place zabaw. Cokolwiek
to było – zostało pokonane przez miłość. Antykwariusz bowiem zbierał od
najmłodszych lat literaturę SF. I któregoś dnia książek było tak wiele, że
zapragnął zrobić dla nich muzeum. Zostawił betonowe projekty, stół kreślarski i
biuro. Otworzył za to sklep z używanymi książkami. Można znaleźć tam rzeczy
dziwne. Szukasz gitary? Wisi nad łyżwami. Które są tuż obok gramofonu. Pod
którym jest bawarski kufel. Całość natomiast wsparta jest stosem literatury
dziecięcej, a błogosławi temu misternemu planowi Chrystus Pantokrator. Miał po
drodze – więc wpadł.
Nie ma tu fiszek i katalogów. Nie ma porządku alfabetycznego ani logiki. Arystotelesowego
złotego środka szukać trzeba w innym miejscu. Ale jest życzliwy człowiek, który
pomoże ci znaleźć to, czego szukasz lub, jeśli tego ci trzeba, pozwoli w ciszy
buszować między tysiącami słów. Nie musisz się spieszyć. Nikomu się nie
spieszy. Tylko ścieżka, którą przybyłeś może zmienić nieco kształt lub zniknąć.
Ale, czy to naprawdę takie ważne?
Przydatne informacje:
Antykwariat mieści się na ul. Andersa 25 (w podwórzu)
czynny: do poniedziałku do piątku 10 - 19 i sobota 10 - 20
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(
Atom
)
Pięknie napisane, pięknie sfotografowane...
OdpowiedzUsuńDzięki :) nadal polecam wybranie się do tego antykwariatu, nawet jeśli nie masz już miejsca na półkach.
UsuńJak ja kocham takie miejsca...
OdpowiedzUsuńJa również. A z dobrych wiadomości - antykwariat powiększył swoją przestrzeń i teraz magia mieszka na dwóch piętrach. Piękna sprawa.
Usuń